autoportret autorkiAnn Aquamarine Hiacynth an Idera

wiek: milion lat
znak Zodiaku:  Strzelec
ulubiony kolor:  błękitny, złoty
kręci mnie:  Formuła 1, muzyka, samochody, sporty wszelakie, taniec
inne hobby:  fotografia, sukulenty i kaktusy, hodowla jednorożców

 

Z zawodu jestem ochroniarzem (środowiska) i ogrodnikiem. Jednak tworzenie opowieści od zawsze jest moją pasją. Pasja do tworzenia i pasja do przyrody, przenikając się wzajemnie, tworzą w moim wnętrzu swoistą dynamiczną równowagę. Jest kilka mnie: Aqua-grafik, Aqua-twórca (tak, wbrew pozorom to są osobne byty), Aqua-naukowiec, Aqua-ogrodnik i Aqua-stan zen, który wynika trochę z Aquy-ogrodnika :P Wszystkie te części osobowości są konieczne i tworzą razem mix stanowiący kwintesencję mnie.

Tworzenie zaczynam zwykle od obrazu, który samoistnie pojawia się w mojej głowie, bardzo często pod wpływem muzyki albo wydarzenia, które obserwuję, także osoby jakowejś.  To jest impuls, niczym uderzenie duchowej siekiery w umysł. W sekundzie powstaje w mojej głowie scenariusz. Potem stopniowo dorabia się do tego reszta historii oraz inne obrazy powstałe dzięki muzyce.

Najmilszą rzeczą w tworzeniu czegokolwiek jest radość, jaką można sprawić ludziom. Inspirację czerpię z otoczenia, muzyki, snów i wszystkiego, co tylko zwróci mą uwagę. Jak to powiedział mój mistrz – Robert Górski:
„Inspiracje leżą niczym kamienie na ulicy”…

Historyja: Jak sięgam teraz pamięcią, to chyba wszystko zaczęło się w 1996 roku od pisania pamiętników. Później, pod koniec szkoły podstawowej – w 1998, pisałam krótkie opowiadania z moimi przyjaciółmi w rolach głównych. Na przykład przygłupie „Cztery wagony metra i pogrzeb” z koleżanką ocalającą świat równoległy od złego Władcy Sosen, w czym pomaga jej agent Mulder (kek!).
W liceum również zaczęłam pewne przymiarki do większej pisaniny, jednak w tamtych czasach moje dziwne fazy umysłowe trochę mnie ograniczały. Natomiast, pisałam wtedy wiersze, z których kilka przetrwało, choć uważam je osobiście za słabe.

Może pisać nie zawsze umiałam, ale zawsze umiałam wymyślać dobre historie. Ponieważ w liceum mój talent rysowniczy był dość znikomy, stwierdziłam, że nauczę się pisać, żeby moje scenariusze w ogóle nie przepadły. W liceum powstały podwaliny „Szkolnych jatek” oraz „Głębia” – dziwne, niedokończone nigdy opowiadanie. Bardzo mroczne. Nie wiem, czy teraz byłabym w stanie znów zapaść się w losy głównej bohaterki, która była czymś w rodzaju samotnego strażnika ludzkiej psychiki.

Prawdziwe pisanie na szerszą skalę rozpoczęło się na studiach. Inspiracje były tak silne, że nie umiałam nie przelać tego na papier. Tak powstała „Awantura o Kasię”. Pierwsza książka – tak, mogę z dumą nazwać ją książką, którą skończyłam w całości. I, chociaż jest ona raczej przeznaczona dla wąskiej grupy odbiorców, to jestem z niej bardzo zadowolona. Wypróbowywałam w niej swój styl, pewien sposób konstruowania ciągu wydarzeń i bohaterów. Dlatego też, w innych opowiadaniach można zobaczyć drobne powtórzenia z „Awantury…”. Podobno jest zbyt patetyczna i heroiczna ale trudno, za dużo animców się naoglądał człowiek.

Na studiach odświeżyłam też „Szkolne jatki”. Marzę o tym, żeby je skończyć. Powstały też: „Noc bez snów”, „Mizu” – nigdzie nie publikowane dzieje nastolatków z warszawskich liceów i coś co baaaaardzo przypominało „Zmierzch” XD żałuję, że tego nie opublikowałam nigdzie, byłabym teraz milionerką. Było też wiele historii, które miałam tylko w głowie. Pozostały z nich jedynie jakieś rysunki postaci, których teraz nie umiem nawet nazwać. Jedną ciekawą historię, w którą chciałam wpleść słowiańskie mity, pamiętam do dziś i wciąż chcę wykorzystać.

Osoby, które inspirują mnie swoim stylem pisania:
Robert Górski – niekwestionowany mistrz wyławiania tekstów, morałów i myśli z otoczenia, w dodatku Robert potrafi je niesamowicie zręcznie przełożyć na przypowieść zawartą w skeczu – na przykład skecz o Indianach z dziwnymi imionami, obejrzyjcie, to zrozumiecie dokładnie, co mam na myśli;

David Eddings – świętej pamięci już pisarz fantasy. Nie wiem ile razy czytałam jego książki, ale moje egzemplarze są mocno zużyte. Bardzo lubię sposób, w jaki tworzył bohaterów, uwidaczniał ich cechy. Zawsze jego postacie były wyraziste. Teraz po latach widzę, że sporo z jego stylu, jeżeli idzie o konstrukcje zdań i wypowiedzi, nasiąkło do mojego i go ukształtowało.

Andrzej Sapkowski – stąd mam zamiłowanie do staropolskiej gwary i w ogóle gwar wszelakich.

Soryo Fuyumi, Yuu Watase – co prawda te panie tworzą mangi, ale obie wymyślają historie urzekające. Zaskakujące i tragiczne, jak w przypadku tej pierwszej i bardzo życiowe, nawet jeśli w świecie fantastycznym się dzieją, w przypadku drugiej. Poza tym nie boją się uśmiercać swoich bohaterów i pisać historie, które nie kończą się dobrze.

Przemysław Borkowski – jak ja bym chciała mieć takie lekkie i wdzięczne pióro…

Poison, Def Leppard – tak, wiem, że to dziwnie brzmi, jednak muzyka tych zespołów bardzo mnie inspiruje i wymyślam przy niej różne historie ;)

i na koniec pewne honorowe miejsce…
Justynna Banaszak – ta niesamowita niewiasta powinna pisać! Wciąż czekam na jej meta-książkę. Możecie podziwiać namiastki jej stylu w przypisach do „Awantury…”. Naprawdę, nie mam słów, które opisywałyby niesamowitość wysławiania się Justynny.

Oczywiście, wiele rzeczy i ludzi mnie inspiruje. Już chociażby wszystkie spotkania z Kokosem czy Monstee lub innymi rysownikami i twórcami są inspirujące. Ale są też rzeczy, które są drobiazgami, a na które zwracam uwagę i zapadają się w treści.

A tu „influence map”, którą zrobiłam kiedyś na dA ;) ->> Map